SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Sąd: Wielokrotne publikowanie pirackich plików bez wpływu na straty właściciela praw autorskich. Prawnicy skrajni w ocenach

Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał, że dalsze udostępnianie pirackich kopii utworów opublikowanych w internecie nie powoduje automatycznego wzrostu szkody podmiotu, do którego należą prawa autorskie. Sąd wyjaśnił, że użytkownicy niezależnie od liczby kopii w sieci mogą sięgnąć do pliku który został zamieszczony tam jako pierwszy. Wyrok i uzasadnienie budzą skrajne oceny prawników.

Sprawa, której dotyczy kontrowersyjny wyrok warszawskiego sądu ma kilkuletnią historię i została wywołana przez firmę będącą właścicielem praw autorskich do podręczników do nauki języków obcych.

Piracki plik z jednym z takich podręczników pojawił się w serwisie Chomikuj.pl i został następnie udostępniony przez wielu użytkowników tej platformy. Jak poinformował „Dziennik Gazeta Prawna” wspomniana firma określiła cenę za podręcznik z licencją na jego rozpowszechnianie na kwotę 3,5 tys. zł. Następnie zwróciła się do tych użytkowników Chomikuj.pl, którzy udostępnili plik z roszczeniem w takiej wysokości. W stosunku do tych którzy nie chcą zapłacić są wszczynane postępowania karne i cywilne.

W wypadku jednego z takich pozwów Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł zapłacenie kwoty 3,5 tys. zł przez użytkownika Chomikuj.pl, ten odwołał się jednak do wyższej instancji.

Szkoda nie rośnie z automatu
W sierpniu ub.r. Sąd Apelacyjny w Warszawie wydał wyrok oddalający powództwo, teraz ukazało się uzasadnienie tego orzeczenia. Czytamy w nim m.in. że udostępnienie pirackiego pliku z podręcznikiem przez kolejnych użytkowników Chomikuj.pl nie jest równoznaczne z automatycznym wzrostem szkód wskazywanych przez powoda.

- Nie ma racji sąd okręgowy, twierdząc, że sytuację powoda należy rozpatrywać oddzielnie w odniesieniu do każdego naruszenia – stwierdzono w uzasadnieniu. - Wprost przeciwnie, w kontekście szkody konieczna jest analiza stanu majątku powoda przy uwzględnieniu sumy wszystkich naruszeń, a nie tylko odrębne badanie skutków każdego z naruszeń z osobna. Rozumowanie sądu pierwszej instancji prowadziłoby przecież do wniosku, że w majątku powoda powstała szkoda w postaci utraconych korzyści w wysokości 4.200.000 zł (1.200 x 3.500 zł). Nie budzi wątpliwości, że w zwykłym toku zdarzeń powód nie byłby w stanie uzyskać takich przychodów, udzielając licencji na korzystanie z utworów. W takim ujęciu, paradoksalnie zresztą, sytuacja majątkowa powoda byłaby tym lepsza, im większy byłby zakres podmiotowy naruszeń przysługujących mu praw autorskich.

W uzasadnieniu stwierdzono ponadto, że szkoda powstała jedynie w momencie zamieszczenia spornego pliku na Chomikuj.pl, ponieważ od tego momentu dostęp do tych treści uzyskała teoretycznie nieograniczona liczba internautów. Udostępnienie każdej kolejnej kopii stanowi co prawda naruszenie prawa, jednak nie zwiększa automatycznie szkody poniesionej przez właściciela praw autorskich.

Najważniejszy pierwszy plik
Wyrok Sądu Apelacyjnego we wspomnianej sprawie stanowi precedens w polskim orzecznictwie dotyczącym prawa autorskiego i wzbudził poważne kontrowersje w środowisku prawniczym. Dowodem tego są skrajne oceny wyroku, których na prośbę serwisu Wirtualnemedia.pl dokonali prawnicy – eksperci w dziedzinie własności intelektualnej.

Dorota Bryndal, wspólnik w kancelarii GESSEL, specjalista z zakresu prawa autorskiego w pełni popiera wydane przez Sąd Apelacyjny orzeczenie.

- Uważna lektura uzasadnienia wyroku wydanego w sprawie o sygn. akt ACa 600/16 przekonuje mnie do stanowiska zajętego przez Sąd Apelacyjny – przyznaje Dorota Bryndal. - W komentowanej sprawie Sąd Apelacyjny oddalił powództwo jako bezzasadne.  Krytyczne dla oceny tego wyroku jest stan faktyczny, w którym wyrok zapadł i przyjęta przez sąd ocena co do podstawy prawnej zgłoszonego żądania o zapłatę. Dla porządku należy wskazać, że powód domagał się odszkodowania w wysokości wynagrodzenia jakie otrzymałby, gdyby udzielił pozwanemu licencji na rozpowszechnianie - w tym też nieodpłatne - utworu. W aspekcie ustalenia odszkodowania, kluczową okolicznością jest, jak to ujął sąd, „specyficzny sposób rozpowszechnienia utworu przez pozwanego" gdzie w następstwie doszło do udostępnienia, na jednym portalu, większej ilości plików z tym samym spornym utworem.

Zdaniem naszej rozmówczyni znaczenie dla ustalenia rozmiaru szkody ma także treść licencji oferowanej przez powoda, w ramach której licencjobiorca może dowolnie, także nieodpłatnie rozpowszechniać utwór.

- Nawet jeżeli, w każdym przypadku pobranie plików bez zgody powoda (czy to wprost od powoda, czy to od licencjodawcy, czy też od osoby trzeciej) mogło być uznane za naruszenie przysługujących powodowi autorskich praw majątkowych, kluczowe pytanie dotyczy momentu, w którym w danym stanie faktycznym dochodzi do wyrządzenia szkody uprawnionemu - zwraca uwagę Bryndal. - Jak prawidłowo ustalił Sąd Apelacyjny momentem tym jest chwila zamieszczenia pierwszego pliku na portalu, kolejne jego kopie tam umieszczone (nawet jeżeli naruszyły monopol autorski powoda) nie zwiększają rozmiaru szkody, nie doszło bowiem do zwiększenia kręgu odbiorców. Przyznam, że zgadzam się z tym tokiem rozumowania i podkreślam, że istotą rozstrzygnięcia Sądu Apelacyjnego są kwestie związane z potencjalnym rozmiarem szkody, nie zaś faktem wkroczenia w monopol autorski. Szkody tej, ani jej rozmiaru nie wykazał powód (choć dowód leżał po jest jego stronie, co jest kluczowe w sprawach o naprawienie szkody na zasadach ogólnych), stąd wyrok Sądu Apelacyjnego oddalający powództwo.

Ekspertka z kancelarii GESSEL podkreśla na zakończenie, że powód oparł swoje roszczenie o jednostronnie ustalony cennik, nie przedstawił jednak jakichkolwiek dowodów, że w oparciu o ceny tam wskazane kiedykolwiek doszło do transakcji udzielanie licencji osobie trzeciej.

- W pewnym sensie może to być przestroga dla stron formułujących swoje żądania, bowiem z reguły jednostronna „wycena" bez weryfikacji rynkowej nie wytrzymuje „próby sądowej" - ocenia Bryndal.

Uyasadnienie to błąd, ale ocena szkód poprawna
Skrajnie inne stanowisko niż Dorota Bryndal prezentuje w rozmowie z nami Janusz Piotr Kolczyński, radca prawny, partner zarządzający w kancelarii C.R.O.P.A.

- SA w Warszawie uznał, że na rozmiar szkody nie wpływają kolejne czynności zwielokrotniania tego samego utworu, które sąd nazywa „udostępnianiem plików w dwóch lub większej liczbie kopii” – przypomina Janusz Kolczyński. -  Moim zdaniem uzasadnienie sądu jest w tym zakresie całkowicie błędne. Autor lub autorka mają co do zasady prawo do finansowego udziału w każdym kolejnym akcie eksploatacji tego samego utworu w jakiejkolwiek postaci.

Według radcy oczywiście obowiązują pewne instytucje, które takie prawo mogą ograniczać, np. instytucja wyczerpania majątkowych praw autorskich. Oznacza ona, że autor traci prawo kontroli nad egzemplarzem utworu legalnie wprowadzonym (za zgodą) do obrotu, np. w wyniku sprzedaży.

- Instytucja ta odnosi się jednak do sprzedaży kopii utworu pochodzącej z legalnego źródła – zastrzega Kolczyński. - Z całą pewnością nie można tej sytuacji rozciągać na kopie pirackie. Poza tym tradycyjnie nie mówi się - co do zasady - o wyczerpaniu praw autorskich w internecie. SA sam sobie zresztą zaprzeczył w uzasadnieniu uznając, że gdyby dostęp do utworu był szerszy, technicznie łatwiejszy, jego ocena co do rozmiaru szkody byłaby inna. Jednak powód miał tego nie udowodnić.

Ja podkreśla prawnik Sąd Apelacyjny w Warszawie wskazał, iż „Powód nie wykazał, że zawarł z kimkolwiek umowę licencyjną na taką kwotę (3,5 tys. zł), ani nie wykazał, iż – uwzględniając realia rynkowe – zawarcie umowy na takich warunkach byłoby w ogóle możliwe”.

- W tym wypadku w pełni zgadzam się z uzasadnieniem wyroku - przyznaje Kolczyński. - Prawo autorskie pozwala żądać od naruszyciela zapłaty ryczałtem wynagrodzenia licencyjnego, które w chwili jego dochodzenia byłoby należne. Ustawa wspomina zatem wyraźne o umowie licencyjnej, a więc wskazuje na konieczność wylegitymowania się przez autora lub autorkę, że zawierali w przeszłości umowy licencyjne na podobnych warunkach, albo, że dochodzona kwota jest racjonalna, prawdopodobna do uzyskania, rynkowa. Pozwala to zapobiegać sytuacji dochodzenia przed sądem kwot abstrahujących od rzeczywistej wartości prawa i nieakceptowanych przez rynek - podsumowuje ekspert.

Dołącz do dyskusji: Sąd: Wielokrotne publikowanie pirackich plików bez wpływu na straty właściciela praw autorskich. Prawnicy skrajni w ocenach

14 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Sam
Praca online jest teraz tak latwa w Internecie. Mozesz zarobic znaczna kwote w ciagu zaledwie kilku godzin. Moja dzienna wyplata to 600 $, po prostu pracuje kilka godzin na Facebooku

Mozesz to sprawdzic tutaj ... >>>>>>>> w­w­w.E­a­r­n­5­5.c­o­m™
0 0
odpowiedź
User
prawnik
SO w Warszawie próbuje w ten są sposób walczyć z trollingiem prawnym. Przy użyciu tego prawa, które Sejm nam dostarcza. Więc i słowa uzasadnienia są nieco ułomne, choć trafnie oddają myśl główną - odszkodowania służą naprawie szkód, a nie nieuzasadnionemu zarobkowi.
Brawo dla kolegów i koleżanek z SO!
0 0
odpowiedź
User
Inny prawnik
Wyrok jest sprawiedliwy, bo trzeba uwzględnić dwie kwestie:
1. Podręcznik nie był z pewnością wart 3500 zł
2. Wyrok powinien odnosić się do praktycznego stanu - czyli tego jak działa ten serwis.

I słusznie w uzasadnieniu pada, że kluczowe było pierwsze udostępnienie, bo nawet jeśli później ten plik zostałby dodany do kolejnych kont miliard razy, to wystarczył ten jeden, aby ktokolwiek mógł owy podręcznik znaleźć i pobrać. Kolejne powielenia nie miały znaczenia - ani w wyszukiwarce serwisu, ani w Google, który z automatu odrzuca podobne wyniki.

Dlatego:
1. Wyrok słuszny, choć można polemizować z jego efektem końcowym, gdyż...

2. Można założyć, że każdy kto powielił plik na swoje konto - był tym zainteresowany i może zapoznał się z treścią. O ile żądanie 3500 zł było czystym trollingiem i słusznie zostało odrzucone, to każdy kto powielił - powinien jako nauczkę zapłacić realny koszt tegoż. Tylko w celach nauczki/prewencji co wierzcie mi byłoby nad wyraz skuteczne, bo gdyby nagle nawet tą dychę ktoś zapłacić musiał, to na przyszłość sto razy by się zastanowił przed udostępnieniem czegokolwiek. Wszelkie tzw. Janusze oszczędności zeszliby na zawał o tą dychę.

3. Nie powinno się odpuścić w poszukiwaniu pierwszej osoby, która podręcznik skopiowała i umieściła w sieci - tego źródła. To jest tak naprawdę winny i tą osobę także powinno się ukarać - przykładnie wysoko, oraz rozgłosić to medialnie, aby był komunikat dla innych, którzy chcieliby się pierwsi podzielić, że nie warto. Poza samą karą to powinno mieć wymiar prewencyjny. I to właśnie od tej osoby autorzy podręcznika powinni dochodzić wysokiego zadość uczynienia, a nie pójść na łatwiznę i ścigać o większe pieniądze potencjalnie każdego. Tak, bay ich roszczenia też były usatysfakcjonowane, ale od tego, kto faktycznie naruszenia się dopuścił.

4. Cały czas umyka w tym wszystkim sama działalność serwisu, który służy nadal często niestety do udostępniania plików z naruszeniem praw autorskich i jego właściciele w moim odczuciu robią zbyt mało, aby temu przeciwdziałać. Proszę wejść na ich stronę i wpisać np. dowolnego wykonawcę muzycznego (np. Katy Perry). W każdej chwili można pobrać stamtąd praktycznie całe dyskografie kogokolwiek z nielicznymi wyjątkami, gdzie artysta lub wytwórnia naprawdę poważnie się do nich doczepili i pliki zdjęli. Poza tym odpowiedzmy sobie na pytanie - czy serwis byłby tak popularny, gdyby nie było tam tych plików? Brakuje rozwiązań prawnych, które pozwoliłyby skutecznie ścigać takie właśnie miejsca w sieci, które żyją z tego, że znajduje się tam to, co się znajduje. Tylko wszyscy udają greka, że nie wiadomo o co chodzi.

Wyrok jednak przyjmuję jako zwycięstwo zdrowego rozsądku oraz wiedzy nad niestety swego rodzaju trollingiem, gdzie faktycznie mogłoby nawet dojść do sytuacji, że autorzy zarobiliby więcej na piractwie niż na legalnej sprzedaży - totalnie paranoiczna sytuacja, z której w przyszłości wydawcy mogliby nawet korzystać celowo, gdyby teraz tego nie zablokowano. Opłacałoby się piracko umieścić w sieci własny produkt i czekać na jego rozpowszechnienie, by później podawać do sądu i zarabiać więcej niż na sprzedaży. Nie byłby to stan normalny i akceptowalny.
0 0
odpowiedź