Ruszył proces Jakuba Żulczyka za nazwanie prezydenta Dudy "debilem". Pisarz nie przyznaje się do zarzutu
We wtorek przed warszawskim Sądem Okręgowym rusza proces dotyczący znieważenia prezydenta Andrzeja Dudy przez pisarza Jakuba Żulczyka. Chodzi o wpis na portalu społecznościowym z listopada ub.r., w którym - w kontekście wyborów prezydenckich w USA - pisarz nazwał prezydenta "debilem". Podczas rozprawy Żulczyk nie przyznał się do stawianego mu zarzutu i złożył wyjaśnienia.
Sprawa zaczęła się od wpisu Jakuba Żulczyka w social mediach: "Joe Biden jest 46. prezydentem USA. Andrzej Duda jest debilem" - stwierdził pisarz w listopadzie ubiegłego roku po wyborach prezydenckich w USA.
Wpis był reakcją na wpis prezydenta RP na Twitterze po ubiegłorocznych wyborach prezydenckich w USA: "Gratulacje dla Joe Bidena za udaną kampanię prezydencką; w oczekiwaniu na nominację Kolegium Elektorów Polska jest zdeterminowana, by utrzymać wysoki poziom i jakość partnerstwa strategicznego z USA".
Śledztwo w sprawie wpisu Żulczyka rozpoczęło się po zawiadomieniu osoby prywatnej. Akt oskarżenia wpłynął do warszawskiego Sądu Okręgowego pod koniec marca.
Pisarz oskarżony jest z art. 135 par. 2 Kodeksu karnego; grozi mu do 3 lat więzienia.
Pierwszą rozprawę w procesie wyznaczono na wtorek, 16 listopada, na g. 10. Wcześniej, na początku sierpnia, sąd nie uwzględnił wniosku obrony o umorzenie sprawy, argumentując, że konieczne jest przeprowadzanie postępowania dowodowego.
Żulczyk nie przyznaje się do zarzutu znieważenia głowy państwa
Podczas pierwszej rozprawy w procesie dotyczącym znieważenia głowy państwa pisarz Jakub Żulczyk nie przyznał się do stawianego mu zarzutu, tłumacząc, że jego wpis na temat prezydenta miał być wyrazem krytyki i zaniepokojenia. Kolejny termin wyznaczono na 5 stycznia – wówczas planowane są już mowy końcowe.
Wcześniej sąd ustosunkuje się do wniosków dowodowych obrony, która chce m.in., by na świadka został wezwany sam prezydent.
Na rozprawie odczytano akt oskarżenia mówiący o użyciu wobec prezydenta słowa "powszechnie uznanego za obraźliwe". Pisarz nie przyznał się do stawianego mu zarzutu i skorzystał z prawa do złożenia wyjaśnień.
"Jestem obywatelem Polski zatroskanym o losy swojego kraju, osobą świadomą politycznie. Czasami daję temu upust w mediach społecznościowych. Taki charakter miał też wpis na temat prezydenta Andrzeja Dudy" – mówił Żulczyk. Podkreślał, że z wykształcenia jest amerykanistą, a kiedyś zajmował się publicystyką, również na tematy polityczne. "Zdarza mi się komentować w mediach społecznościowych bieżącą rzeczywistość oraz sprawy, które w jakimś stopniu mnie oburzają, bulwersują albo niepokoją" – wskazywał.
Pisarz podkreślał, że nie miał intencji znieważenia prezydenta, natomiast chciał skrytykować jego działania, które jego zdaniem "były niemądre i narażały na szwank międzynarodową reputację Polski". "Prezydent Duda celowo bądź nie – nie mi to oceniać – zakwestionował system wyborczy w USA, nie składając gratulacji ówczesnemu prezydentowi-elektowi USA" – stwierdził.
Z możliwości zadawania pytań oskarżonemu skorzystał jedynie sędzia Tomasz Grochowicz, pytając m.in., co Żulczyk chciał swoim wpisem osiągnąć. "Na pewno nie spodziewałem się, że znajdę się tutaj" – odparł pisarz. Dodał, iż miał nadzieję, że dzięki wpisowi jak najwięcej ludzi zobaczy "nieprawidłowość myślenia prezydenta". "Tu się pomyliłem, bo przez to, że użyłem słowa, jakie użyłem, gros ludzi zwróciło uwagę na to, jakiego określenia użyłem, a nie na treść merytoryczną wpisu" – powiedział. Podkreślił jednak, że używając łagodniejszego określenia nie oddałby "powagi sytuacji".
Podczas rozprawy odczytano też protokół z wcześniejszego przesłuchania w prokuraturze, podczas którego Żulczyk zwracał uwagę na to, że po wyborze Donalda Trumpa na prezydenta USA prezydent Andrzej Duda pogratulował mu od razu. "Owa niekonsekwencja, dyktowana moim zdaniem sympatiami politycznymi prezydenta RP, również przyczyniła się do takiej, a nie innej oceny jego działań" – mówił wtedy Żulczyk.
Następny termin rozprawy wyznaczono na 5 stycznia. Wówczas planowane jest już zakończenie procesu i wygłoszenie mów końcowych. Wcześniej przesłuchany ma być językoznawca Michał Rusinek, a sąd ma się ustosunkować do wniosków dowodowych obrony, która chce m.in., by na świadka został wezwany prezydent Andrzej Duda.
"Analizując inne sprawy tego typu - w każdej z tych spraw głowa państwa była przesłuchiwana, głównie na okoliczność tego, jak odbiera wpis" – mówił obrońca Żulczyka mec. Krzysztof Nowiński. Podkreślił jednak, że wniosek ten sformułowano już jakiś czas temu, gdy prezydent nie zabrał w sprawie żadnego stanowiska.
Prokuratura wniosła o oddalenie wniosku. "W ocenie prokuratury ten dowód nie ma znaczenia. Penalizowane jest znieważenie prezydenta, a co do kwestii zamiaru pana Żulczyka prezydent siłą rzeczy wypowiedzieć się nie może" – podkreślił prok. Michał Marcinkowski.
Obrońca: wypowiedź miała charakter ostrej krytyki
Na sierpniowym posiedzeniu sądu pełnomocnik Żulczyka mec. Krzysztof Nowiński podkreślał, że wypowiedź jego klienta nie miała charakteru nieracjonalnej zniewagi, a "ostrej, ale mimo wszystko krytyki". Zwracał też uwagę na widoczną jego zdaniem dysproporcję sił zaangażowanych w ten spór.
"Z jednej strony mamy do czynienia z organem konstytucyjnym, z jednym z najpoważniejszych polityków w tym kraju, wywodzącym się z partii rządzącej, z nieograniczonymi możliwościami, jeśli chodzi o realną władzę (…), z drugiej strony mamy obywatela, który napisał post na Facebooku" – mówił. Jak dodał, fakt, że jest to "poczytny pisarz", ma w tej sprawie drugorzędne znaczenie.
"Na pewno spoczywa na mnie większa odpowiedzialność za słowo niż na obywatelu, który nie ma takich zasięgów jak ja, ale użyłem tego słowa z premedytacją i celem tego nie było zwrócenie na siebie uwagi ani wykpienie czy upokorzenie człowieka, który pełni funkcję prezydenta, pana Andrzeja Dudy, tylko krytyka jego bardzo nierozsądnych zachowań – którą podtrzymuję" – mówił z kolei sam Żulczyk.
Duda: nie wiedziałem o istnieniu kogoś takiego jak Jakub Żulczyk
Sprawa wpisu Jakuba Żulczyka wywołała szeroko zakrojoną debatę dotyczącą granic dopuszczalnej krytyki władz publicznych oraz zasadności pozostawania w Kodeksie karnym przepisu, z którego pisarz został oskarżony.
Ówczesny rzecznik prezydenta Błażej Spychalski zaznaczał, że stroną w sprawie nie jest ani głowa państwa, ani jego kancelaria. Z kolei minister sprawiedliwości, Prokurator Generalny Zbigniew Ziobro tłumaczył, że przepis dotyczący znieważenia prezydenta figuruje w Kodeksie karnym kilkadziesiąt lat. "Proszę nie mieć pretensji do prokuratora, którego wiąże zasada legalizmu" - podkreślał w marcu tego roku.
Sam Andrzej Duda wpis Żulczyka skomentował w wywiadzie dla Polsat News. - Nie czytałem książek Jakuba Żulczyka. Do niedawna w ogóle nie wiedziałem, że ktoś taki istnieje. Później dowiedziałem się z mediów - przyznał prezydent.
- W polityce są pewne granice kultury bycia, poza którymi polityka przestaje być polityką, a język przestaje być normalnym językiem i staje się rynsztokiem, przejawem nienawiści, woli sponiewierania drugiego człowieka. Uważam, że to przekroczenie wszelkich granic i jakiejkolwiek przyzwoitości - ocenił Andrzej Duda.
- To nie jest kwestia znieważenia pana Andrzeja Dudy, tylko kwestia również i tego, że to urząd prezydenta Rzeczypospolitej, wobec którego jest pewien szacunek obowiązkowy. Niezależnie od tego, kto ten urząd sprawuje, chcę to bardzo mocno podkreślić. Bo to jest ktoś, kto został wybrany przez naród w wyborach powszechnych - dodał prezydent.
Dołącz do dyskusji: Ruszył proces Jakuba Żulczyka za nazwanie prezydenta Dudy "debilem". Pisarz nie przyznaje się do zarzutu