Nowy system antyplagiatowy na polskich uczelniach. Oby o koszty i metodologię sprawdzania prac
Ustawa o szkolnictwie wyższym i nauce, która znajduje się na etapie prac parlamentarnych, nałoży na wszystkie uczelnie w Polsce obowiązek weryfikowania prac dyplomowych za pomocą publicznego Jednolitego Systemu Antyplagiatowego. Nowe narzędzie, mimo że zacznie obowiązywać z początkiem nowego roku akademickiego, nie było jeszcze testowane przez uczelnie. Ich obawy budzą koszty wdrożenia i sama metodologia sprawdzania prac. Przedstawiciele uczelni podkreślają, że do skutecznej analizy antyplagiatowej potrzebne jest im stale aktualizowane narzędzie, z obszerną i rzetelną bazą porównawczą
– System kontroli antyplagiatowej w Polsce jest obecnie na etapie permanentnych zmian. Kluczem do sukcesu jest doświadczenie i umiejętne wprowadzenie go w procedury uczelniane. Co z tego, że znajdą się dwie w 100 proc. identyczne prace, jeżeli nikt nie zareaguje? W naszej historii mieliśmy takie przypadki, gdzie znajdowaliśmy trzy takie same prace obronione na tej samej uczelni i nic z tym nie zrobiono – mówi Krzysztof Gutowski, ekspert prawa autorskiego w Plagiat.pl.
Poziom prac dyplomowych jest jednym z głównych wskaźników jakości nauczania. Dlatego plagiaty, parafrazowanie czy wręcz przepisywanie całych rozdziałów to dla uczelni duży problem. Szacuje się, że w Polsce około 20–30 proc. prac dyplomowych nosi znamiona plagiatu. W toku są prace nad ustawą o szkolnictwie wyższym i nauce (tzw. Ustawa 2.0), która wprowadza konieczność sprawdzania prac dyplomowych na uczelniach z użyciem publicznego Jednolitego Systemu Antyplagiatowego. Nowe narzędzie ma uszczelnić system i ukrócić niedozwolone praktyki.
– Formalnie obowiązek sprawdzania prac obowiązuje już w tej chwili. Jedne uczelnie korzystają z Plagiatu, inne z OSA, jeszcze inne mają własne produkty. Jednolity system jest dobrym rozwiązaniem, natomiast ważne jest to, na ile będzie on przyjazny. Te, które funkcjonują w tej chwili, czasami sprawiają problemy, generują mnóstwo danych, natomiast ocena, czy był plagiat, wymaga sporo trudu i doświadczenia ze strony nauczyciela akademickiego. Dlatego przyjazny interfejs czy forma prezentowania danych ma kluczowe znaczenie dla sprawnego funkcjonowania systemu. Należy pokładać nadzieje, że w jego budowaniu wezmą udział wszystkie zainteresowane strony, a zwłaszcza przedstawiciele użytkowników – mówi prof. Andrzej Kraśniewski, sekretarz generalny Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich z Politechniki Warszawskiej.
Jednolity System Antyplagiatowy (nad jego stworzeniem pracuje Ośrodek Przetwarzania Informacji – Państwowy Instytut Badawczy) ma być gotowy na nowy rok akademicki 2018/2019, jednak wciąż nie wiadomo, jak będzie wyglądać ani kiedy uczelnie będą mogły go chociażby przetestować.
– Jednolity System Antyplagiatowy jest tworem, który de facto nie istnieje. Wizja dopiero się tworzy, zastanawiamy się, jakie powinien mieć funkcje, jak powinien działać. Pojawiają się obawy, związane m.in. z repozytorium, które ma z nim współpracować. Uczelnie podnoszą kwestię kosztów, bo sam system ma być darmowy, natomiast pojawia się koszt wprowadzania archiwalnych prac dyplomowych do takiego repozytorium. To nie jest trywialne zadanie, łączą się z tym także problemy prawne, które nie do końca są rozstrzygnięte – mówi prof. Andrzej Kraśniewski.
Oprócz potencjalnych kosztów, obawy uczelni dotyczą również metodologii sprawdzania prac dyplomowych. Bazę porównawczą w nowym systemie ma stanowić Ogólnopolskie Repozytorium Pisemnych Prac Dyplomowych, o którym wciąż niewiele wiadomo, oraz archiwalne polskie strony internetowe. Uczelnie wskazują, że to rozwiązanie absurdalne, ponieważ studenci i doktoranci tworzą prace nie tylko w oparciu o polskojęzyczne źródła.
– System nie eliminuje drugiego zjawiska, które np. w Wielkiej Brytanii już uważane jest za bardziej szkodliwe niż plagiat, czyli kupowania prac dyplomowych, ale także przejściowych, np. esejów. Na rynku funkcjonuje mnóstwo firm, które piszą na zamówienie dowolny twór, który student później przedstawia jako własny. Tego system antyplagiatowy nie wykryje, a problem wydaje się narastać, i nie wiem, czy nie jest większym zagrożeniem dla procesów rzetelności studiowania niż to, że ktoś skopiował dziesięć linijek ze źródła internetowego – mówi prof. Andrzej Kraśniewski.
Przedstawiciele uczelni podkreślają, że do skutecznej analizy antyplagiatowej potrzebne jest stale aktualizowane narzędzie, z obszerną i rzetelną bazą porównawczą, oraz zaplecze techniczne, wsparcie w przypadku błędów systemu czy problemów technicznych. Prezes Fundacji Rektorów Polskich prof. Jerzy Woźnicki wskazuje też, że, obok właściwych narzędzi niezbędne jest kształtowanie świadomości studentów i doktorantów.
– Polskie prawo od 2005 roku przewiduje, że wykroczenie, jakim jest naruszenie zasady poszanowania autorstwa, nie przedawnia się. Organ, który wydał dyplom, nadał magisterium czy doktorat, może go w dowolnym momencie odebrać, jeżeli dojdzie do wtórnego zidentyfikowania plagiatu. Nie warto tego robić, bo można całe życie chodzić pod pręgierzem ryzyka ujawnienia. To wszystko trzeba mówić młodzieży, która pisze prace dyplomowe. Trzeba też kształtować pozytywną motywację do tego, aby student rozumiał, że on przyszedł się nauczyć, a nie się certyfikować, że to, co wynosi z uczelni, jest w głowie, a nie na papierze – podkreśla prof. Jerzy Woźnicki.
Dołącz do dyskusji: Nowy system antyplagiatowy na polskich uczelniach. Oby o koszty i metodologię sprawdzania prac