Lisiecki: pozwy Durczoka marketingowe, na podsłuchach „Wprost” stracił 15 mln zł
Michał M. Lisiecki, wydawca tygodników „Wprost” i „Do Rzeczy”, uważa że Kamil Durczok ma nikłe szanse na uzyskanie od „Wprost” 9 mln zł odszkodowania. Tygodnik na ujawnieniu afery podsłuchowej stracił według Lisieckiego 15 mln zł z powodu późniejszych spadków sprzedaży i utraty reklamodawców.
W wywiadzie dla programu „Więc jak” w Superstacji i „Super Expressu” Michał M. Lisiecki ocenił, że proces wytoczony wydawcy i byłym dziennikarzom „Wprost” przez Kamila Durczoka to „pozew typowo marketingowy, PR-owski”. Były redaktor naczelny „Faktów” TVN za artykuły zarzucające mu molestowanie podwładnych w dwóch pozwach cywilnych domaga się w sumie 9 mln zł odszkodowania, złożył też prywatny akt oskarżenia z art. 212 kodeksu karnego przeciw byłemu redaktorowi naczelnemu tygodnika Sylwestrowi Latkowskiemu (więcej na ten temat).
Zdaniem Lisieckiego Durczok ma niewielkie szanse na uzyskanie tak dużego odszkodowania. Wydawca przypomniał historię procesu wytoczonego przed laty tygodnikowi w Stanach Zjednoczonych przez mieszkającą tam córkę Włodzimierza Cimoszewicza. Amerykański sąd przyznał jej 5 mln dolarów odszkodowania, natomiast polskie sądy odmawiały nadania klauzuli wykonalności tego wyroku, a Sąd Najwyższy w 2013 roku orzekł, że polskie prawo w ogóle nie przewiduje tego typu odszkodowania. W konsekwencji córa Cimoszewicza otrzymała tylko 50 tys. dolarów.
- Sąd Najwyższy jasno się wypowiedział, że kara dla gazety może być uciążliwa, ale zgodnie z polskim prawem nie może jej zbankrutować, zniszczyć. Taką logiką należy się kierować, pisząc również pozwy - ocenił Michał M. Lisiecki.
- Tutaj raczej należałoby rozmawiać o winie pana Durczoka i tym, czy „Wprost” miał prawo pisać i obnażać to. Oglądałem dokumentację redakcji dotyczącą pana Kamila Durczoka, dział prawny wydał opinię, że pozwala ona bronić się w przypadku ewentualnego pozwu - stwierdził wydawca. - Molestowanie, o którym była mowa w przypadku Durczoka, jest bardzo szerokim pojęciem. Czasami jest tak, że on ze swoją siłą, posiadanym stanowiskiem, osobowością nawet przyjmijmy, że nieświadomie molestował, niech będzie że słownie, osoby, konkretne kobiety, które poczuły się urażone. To jest fakt oczywisty i myślę, że wyjdzie w zeznaniach - dodał.
Lisiecki ocenił, że publikacje o Kamilu Durczoku i aferze podsłuchowej, mimo że przynosiły krótkotrwale bardzo duże wzrosty sprzedaży „Wprost”, nie były korzystne biznesowo dla tygodnika. - To się nie opłacało w najmniejszym stopniu. Te peaki sprzedaży są niczym wobec cotygodniowej średniej z całego roku. A czytelnik nie lubi aż takiej agresywności. Trochę zmienił nam się profil czytelnika, zaczęliśmy konkurować z „Faktem” i „Super Expressem” - stwierdził.
Według niego ujawnienie przez „Wprost” afery podsłuchowej spowodowało stratę 15 mln zł z powodu niższych przychodów reklamowych i wyższych kosztów prawnych. - Nie chodzi o reklamy rządowe, bo ich nie jest tak dużo. Natomiast spółki skarbu państwa nie przedłużyły pewnych kontraktów. W ogóle tak agresywne dziennikarstwo powoduje, że reklamodawca woli się na chwilę odsunąć - wyjaśnił Lisiecki.
Wydawca „Wprost” podkreślił, że zwolnienie wiosną br. z funkcji naczelnego tygodnika Sylwestra Latkowskiego (zaraz potem odeszła grupa dziennikarzy, w połowie czerwca razem uruchomili serwis Kulisy24.com) wynikało wyłącznie z przyczyn ekonomicznych. - Sylwek był bardzo dobrym dziennikarzem, ale nie potrafił przestawić gazety na inną potrzebę. Poprzedni trend się nie sprawdził, spadło nam znacząco czytelnictwo - tłumaczył.
W kwietniu ub.r. „Wprost”, redagowany już przez nowych dziennikarzy pod kierownictwem Tomasza Wróblewskiego, notował średnią sprzedaż wynoszącą 36 935 egz. (według ZKDP - zobacz wyniki wszystkich tygodników opinii).
Dołącz do dyskusji: Lisiecki: pozwy Durczoka marketingowe, na podsłuchach „Wprost” stracił 15 mln zł