SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Kolejna zbrodnia w nadmorskim miasteczku. Recenzja filmu Netfliksa „Kolory zła: Czerwień”

Na Netfliksie zadebiutował kryminał z Jakubem Gierszałem w roli głównej. Film „Kolory zła: Czerwień” powstał na bazie książki Małgorzaty Oliwii-Sobczak. Opowiada o śmierci dziewczyny w nadmorskim miasteczku, która staje się początkiem śledztwa sięgającego do niewygodnej dla wielu mieszkańców przeszłości. Wraz z nowym prokuratorem wytyczamy kolejne ścieżki w sprawie, podczas gdy dla lokalsów ma ona od dawna jedno rozwiązanie.

„Kolory zła: Czerwień”, Netflix„Kolory zła: Czerwień”, Netflix

Martwa dziewczyna nad brzegiem morza
W pierwszych minutach dowiadujemy się, że Monika (w tej roli Zofia Jastrzębska), którą dopiero poznaliśmy, nie żyje. Jej ciało zostaje wyłowione z morza (akcja toczy się na polskim Wybrzeżu) i policja nie ma złudzeń, że mógł to być wypadek. Ciało wskazuje na liczne ślady przemocy, a także dowodzi bestialskiej amputacji. Śledztwo prowadzi młody prokurator Leopold Bilski (w tej roli Jakub Gierszał). Wiemy o nim niewiele, ale jasne jest, że poszedł w ślady ojca, wciąż wspominanego w murach budynku prokuratury. Młody Bilski jest ambitny, zaangażowany, widać, że mu zależy. Niestety jego przełożony wyżej ceni dziwnie pojętą „skuteczność” niż drobiazgowość prowadzonego śledztwa.

W scenariuszu zabrakło rozwinięcia charakterystyki głównych bohaterów. Bilski pozbawiony jest jakichkolwiek wyróżników, sprawia wrażenie piątkowego ucznia, przez przypadek wrzuconego w wir trudnego śledztwa. Jest miły, nieustępliwy, skupiony na celu. To trochę za mało, żeby zaangażować się w losy kolejnego bohatera kryminału, za którym mielibyśmy podążać.

Na poszczególnych etapach śledztwa, Bilskiego wspiera matka ofiary, Helena Bogucka (w tej roli Maja Ostaszewska). Helena jest kolejną, nijaką, pozbawioną osobowości bohaterką. Scena, w której ucieka z nocnego klubu samochodem jest niezamierzenie komiczna. Bohaterce dorzucono do wody „pigułkę gwałtu” i gdy ratuje się ucieczką, rusza w szaleńczy rajd przez miasto, co chwila, zderzając się z barierkami, albo innymi autami, a mimika bohaterki przypomina nam Hankę Mostowiak, na chwilę przed zderzeniem ze śmiercionośnymi kartonami w serialu „M jak miłość”. Nie sposób traktować filmu zbyt serio, gdy zalicza taką wpadkę.

Pozostałe postaci zaangażowane w historię są równie nieciekawe. Wystarczy wspomnieć męża Heleny, a także lokalnego gangstera (Przemysław Bluszcz po raz kolejny został obsadzony „po warunkach”. Nic w tym dziwnego, ale znając jego dorobek, z góry można przewidzieć, jaki bohater przypadnie mu w udziale), miejscowych policjantów i innych przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości.

Pospieszne domykanie wątków  
Sprawa najpierw ciągnie się bez żadnego przełomu, a później następuje „deus ex machina”; ktoś wyciąga z kieszeni pendrive pełen cennych dowodów i historia toczy się lawinowo. Poszczególne jej elementy dzieją się bez określonego porządku, na koniec dostajemy suspens, ale równie dobrze inny bohater mógłby być sprawcą, bo tak wątłe jest prawdopodobieństwo psychologiczne w działaniach mordercy Moniki Boguckiej.

Teoretycznie film miał wszystko, żeby osiągnąć sukces. Frekwencyjny na pewno osiągnie, ale już satysfakcja widza po seansie nie jest pewna. Zabrakło pomysłu na to, co powinno się wydarzyć pomiędzy bohaterami, aby „Kolory zła: Czerwień” nie stały się kolejnym filmem zapomnianym od razu po seansie. Nie ma żadnej diagnozy społecznej, próby pokazania życia bohaterów w określonym kontekście, ani pomysłu na to, jak zrodziło się zło, z którym obcują bohaterowie.

Zbyt stereotypowo?  
Klisza goni kliszę więc dla widzów regularnie oglądających filmy i seriale kryminalne, „Kolory zła: Czerwień” nie będą odkrywcze, ani intrygujące. Czarny charakter, przekupni policjanci, jedyny sprawiedliwy „szeryf” w miasteczku i rodzina z wyższej klasy średniej niemająca pojęcia o życiu swojej dorosłej córki. Ten element mocno zgrzyta. Jak to możliwe, że Monika, która wciąż pomieszkiwała z rodzicami, była dla nich praktycznie obcą osobą. Wracała do domu po doświadczeniu przemocy, miała jej liczne ślady, a matka i ojciec przez cały czas nie dostrzegali jej dramatu. Zabrakło wyjaśnienia, co stało się, że rodzina Boguckich mijała się każdego dnia, nie dostrzegając nawzajem swoich potrzeb i problemów.

Gdy poznajemy losy Moniki, okazuje się, że w ostatnim dniu jej życia, doświadczyła kolejnego rozczarowania i traumy. Wszystko, co ją spotyka, wydaje się wręcz pastwieniem nad bohaterką i zbędnym epatowaniem przemocą. Podobnie rzecz wygląda w przypadku prywatnego śledztwa jej matki, na której głowę spadają kolejne nieszczęścia.

Film opowiada dobrze znany scenariusz. Pod koniec pospiesznie domyka wątki, żeby nie stracić uwagi widza. Największym plusem produkcji jest obsada aktorska, zwłaszcza Zofia Jastrzębska. „Kolory zła: Czerwień”, to początek filmowej serii. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejne filmy nie powtórzą błędów obrazu w reżyserii Adriana Panka, który ma w swoim dorobku wiele ciekawych pozycji, jak choćby finałowy sezon „Kruka”. Tymczasem, to kolejny seans, do zapomnienia.

Film „Kolory zła: Czerwień” od 29 maja dostępny jest w ofercie Netfliksa.