"Spowiedź heretyka. Sacrum Profanum" - wywiad-rzeka Nergala
Pod tytułem "Spowiedź heretyka. Sacrum Profanum" 17 października ukaże się wywiad-rzeka z Nergalem.
W rozmowie z dziennikarzami - Piotrem Weltrowskim i Krzysztofem Azarewiczem - artysta bezkompromisowo i szczerze mówi o dzieciństwie, dojrzewaniu, pierwszych miłościach czy fascynacjach muzycznych. Wspomina zarówno początki Behemotha na rodzimej i światowej scenie metalowej, jak i burzliwe romanse czy znacznie poważniejsze związki. Rozmówcy Adama Darskiego wiele czasu poświęcają poglądom muzyka na kwestie związane z religią, kościołem, historią, miejscem człowieka w społeczeństwie i rodzinie. Nie brakuje też refleksji na temat jego - zakończonej sukcesem walki z białaczką.
- Do Nergala podeszliśmy przede wszystkim jako do postaci egzystującej na granicy dwóch różnych światów - wyjaśnia Weltrowski, współautor książki.- Z jednej strony black metal, muzyka niebezpieczna, która swoją obecność zaznaczyła w latach 90., dosłownie, ogniem i krwią. Z drugiej strony świat celebrytów, do którego muzyka wciągnął związek z Dodą. Chcieliśmy sprawdzić, którego z tych światów Adam trzyma się mocniej, który jest jego prawdziwym domem.
"Spowiedź heretyka. Sacrum Profanum" to rozmowa, w której nie ma miejsca na ukłony i dusery. Autorzy wytykają muzykowi młodzieńczą naiwność (do której ten bez oporów się przyznaje), badają, czy nie uległ charakterystycznym w pewnym okresie dla black metalu inspiracjom prawicowym. Nie unikają także, co oczywiste, pytań o inspiracje satanizmem.
Po 50 groszy z każdego sprzedanego egzemplarza książki zostanie przekazane na statutową działalność Fundacji DKMS oraz Akademię Medyczną odział Hematologii w Gdańsku.
Autor: Adam Nergal Darski, Piotr Weltrowski i Krzysztof Azarewicz
Piotr Weltrowski - z zawodu dziennikarz, z wykształcenia filozof, z zamiłowania muzyk. Pracuje dla portalu Trojmiasto.pl. W latach 90. związany z trójmiejską sceną metalową i alternatywną. Grał z Nergalem w zespole The Wolverines, wystąpił gościnnie na kilku płytach Behemotha.
Krzysztof Azarewicz - tłumacz, eseista, poeta, podróżnik, badacz magicznych wymiarów egzystencji, z wykształcenia politolog. Założyciel i redaktor naczelny Lashtal Press. Od lat 90. pisze teksty i odpowiada za merytoryczną oprawę płyt dla zespołu Behemoth.
Gdy zerwałeś z Dorotą paparazzi wcale sobie ciebie nie odpuścili.
Było nawet gorzej. W Gdańsku obstawiali szkołę muzyczną Musicollective. Prowadzi ją mój przyjaciel Rafał Szyjer. Lubię tam przychodzić, jamować z innymi muzykami. Gnidy z aparatami to wyczaiły. Siedzę w środku, patrzę przez okno, a tam czai się dwóch... W kolorowej prasie dzień w dzień pojawiały się wtedy bzdurne artykuły o moich romansach. Zaczęło się, jak jeszcze byłem w szpitalu, że niby chory na białaczkę zdradzałem Dorotę... Nic nie dementowałem i niczego nie potwierdzałem. Nie rozmawiałem z takimi mediami. Ale trochę mnie to uwierało. Nie chodziło nawet o mój wizerunek. Piękne kobiety nigdy go nie psują. Żebym się wkurwił, musieliby chyba napisać, że rucham kozy... Bardziej mnie irytował sam fakt, że mi zaglądali do rozporka. Rzuciłem więc do Rafała: "Stary, krótka piłka, wychodzimy trzymając się za ręce, podchodzimy do mojego auta, dajesz mi czułego buziaka i odjeżdżam. Wypierdolimy system do góry nogami". Wybuchliśmy śmiechem. Po chwili jednak Rafał rozłożył ręce: "Nie mogę, ja tu dzieci uczę! Już teraz rodzice patrzą na szkołę dziwnie, bo wiedzą, że w niej bywasz. Jak jeszcze wyskoczy plotka, że jestem gejem, to pójdę z torbami". Polska...
I tak by tego nie łyknęli.
Przynajmniej byłoby śmiesznie... Jakiś czas temu spotkałem się z Radkiem Majdanem. Polowaliśmy na siebie już od dłuższego czasu. Poznawałem wielu jego kolegów. Słyszałem nie raz, że to zwyczajnie fajny gość. "Musicie się poznać, polubicie się". Tak mówili wspólni znajomi. Jakby nie patrzeć, mieliśmy z Radkiem wspólne doświadczenia, byliśmy do siebie porównywani, poniekąd dzieliliśmy również łoże. Zwyczajnie chciałem się z nim spotkać. Trafiło akurat na imprezę, gdzie był tłum fotografów. Przywitaliśmy się na niedźwiedzia i zaczęliśmy gadać. Trwało to pół godziny. Wypiliśmy kilka drinków i wymieniliśmy się telefonami. Było miło, jakbym człowieka znał od pięciu lat, a nie od pięciu minut. Po imprezie podszedł do mnie gość z Faktu: "O czym rozmawiałeś z Radkiem? To chyba nie tajemnica? Zdradź nam!". Łasił się jak pies, tyle, że był oślizgły jak płaz. Zrobiłem zaskoczoną minę i odparłem: "To ty nic nie wiesz? Jesteśmy parą!". Spojrzałem na niego z politowaniem i poszedłem w swoją stronę, nawet się nie odwracałem...
Wspominałeś jednak, że czasami puszczały ci nerwy, kiedy na horyzoncie pojawiali się ludzie z kolorowej prasy...
Są jak karaluchy. Czasem ich ignorujesz, a czasem gonisz. W czasach studenckich, gdy mieszkałem w "falowcu", zdarzało mi się polować na te robaki. Wchodziłem podchmielony do mieszkania. Na palcach i po ciemku. Podchodziłem do wnęki kuchennej z dezodorantem i zapalniczką. Gwałtownie otwierałem zabudowę. Było ich mnóstwo. Traktowałem je ogniem. Pięknie skwierczały. Paparazzich też zdarzało mi się ganiać.
Uderzyłeś kiedyś jakiegoś?
Nie.
Pisali, że pobiłeś jednego.
Sam się wywrócił. To było kilka miesięcy po tym, jak wyszedłem ze szpitala. W planie miałem poranny trening nordic walkingu. Od razu wyczułem, że ktoś się na mnie czai. Chwilę później rozpoznałem typa, który już nieraz koczował pod moim domem. Był jedną z najgorszych hien, a przy tym kompletną pizdą. Uciekałem mu zazwyczaj autem w jakieś pół minuty. Nie widział mnie, więc pomyślałem, że go nastraszę. Pobiegłem do garażu i wsiadłem do samochodu. Ruszyłem z piskiem opon i zajechałem mu drogę. Kiedy wysiadłem, gnojek zaczął uciekać. Próbowałem go gonić, ale wciąż byłem bardzo osłabiony po chorobie, nogi miałem jak z galarety i wyrżnąłem twarzą o beton. Kątem oka zobaczyłem jednak, że po drugiej stronie ulicy biegnie mój trener. Musiał widzieć całe zajście z daleka. Krzyknąłem: "Łap go!". Próbował go chwycić, ale paparazzi sam się wywrócił. Upadł na swój własny aparat. Dorwaliśmy go. Zaczął wyć: "Policja! Policjaaaa!". Nie tknąłem go, spojrzałem tylko z obrzydzeniem na jego mordę i syknąłem: "Wypierdalaj z mojego życia, ty cioto!".
Gość zgłosił jednak na policji pobicie.
I czekał na mnie przed posterunkiem z kolegami. Aparaty i kamery trzymali w pogotowiu wszystko było pięknie wyreżyserowane. Złożył zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa i od razu zaczaił się, aby zrobić mi kolejne zdjęcia. Pierdolony oportunista! Nie chciałem dać mu zarobić, więc mój adwokat wwiózł mnie na teren komisariatu w bagażniku swojego samochodu. Policjanci okazali się być bardzo w porządku. Doskonale rozumieli, z jakim gównem mam do czynienia na co dzień. Złożyłem zeznania i wróciłem do domu. Nigdy więcej mnie w tej sprawie nie wzywano, domyślam się więc, że postępowanie umorzono. Co nie zmienia faktu, że gość zasłużył na srogi wpierdol...
Dlaczego?
Kilka miesięcy wcześniej wyszedłem między sesjami chemii ze szpitala na przepustkę. Pojechałem odebrać dziewczynę z lotniska. Ten sam paparazzi czaił się tam z kolegami już od rana. Doszło do podobnej sytuacji: wyprowadzili mnie z równowagi i próbowałem ich gonić. Byłem skrajnie wyczerpany, po prostu padłem na ryj. Ręce i kolana zdarłem do krwi. Podniosłem głowę i zobaczyłem, jak ten chuj stoi kilkanaście metrów dalej i rechocze.
W takich chwilach nie żałowałeś wejścia w świat tych ludzi?
Tak naprawdę żyję cały czas w dwóch światach. Jeden jest mój. W nim się wychowałem, wszystko toczy się w nim powoli, swoim rytmem. To moje życie. W tym drugim z kolei odgrywam jakąś rolę. Nie wiem, po co i kto nakazał mi ją grać i występować w tabloidach. To po prostu się dzieje. Mam gdzieś tą rzeczywistość. Nie należę do niej, jestem tam jedynie gościem. Myślę, że są też inni ludzie, którzy egzystują na granicy tych dwóch światów. Rozmawiałem kiedyś z Tomaszem Lisem. Właśnie o paparazzich. Był w podobnej sytuacji jak ja. Złapał takiego delikwenta, a że jest postawny i wysoki, to koleś dosłownie wisiał nad ziemią. Miał wielką chęć go pierdolnąć, ale w ostatniej chwili powstrzymał się. Nie przekroczył bariery. Miałem identycznie.
Nie denerwuje cię, że nie możesz się spotkać z dziewczyną, bo zaraz trąbią o tym tabloidy?
A kto powiedział, że nie mogę?
Ciągle pojawiają się doniesienia o nowych dziewczynach Nergala...
W Gdańsku nie mam problemu, aby się z kimś spotkać. To mój rewir, trudniej mnie tu złapać. Mam wiele koleżanek i przyjaciółek, z którymi idę czasem na obiad lub kolację. Nie jestem anonimowy, ale są miejsca, w którym mogę się pokazać z dziewczyną i mam pewność, że nikt nie zrobi mi zdjęć i nie doniesie tabloidom. Gorzej jest w Warszawie. Głupia kawa z przyjaciółką, a na drugi dzień doklejają mi romans.
Po Dorocie byłeś w ogóle w jakimś związku?
Nie.
Czyli te wszystkie medialne doniesienia to bzdury?
Spotykałem się z kilkoma dziewczynami. Nie były to jednak żadne poważne historie. Jestem w takim momencie swojego życia, że po prostu nie chcę się angażować. Doszedłem do siebie, wróciłem na właściwe tory, teraz skupiam się na realizacji swoich planów zawodowych. Chwilowo w moim życiu nie ma miejsca na drugą osobę. Albo jest go bardzo mało. Gram w otwarte karty. Spotykam kogoś i od razu stawiam sprawę jasno: "Kochanie, możesz mnie mieć, ale tylko do szesnastej, później mnie nie ma. Jadę na trasę, będę za miesiąc, możemy znów się spotkać, lecz na więcej nie licz". To chyba uczciwe podejście, prawda?
Boisz się, że jakieś "kochanie" będzie chciało wjechać na twoich plecach na salony?
Może jestem naiwny, ale nie. Chyba nie spotkałem takiej laski... No może jedną. Była taka miłośniczka disco-polo, ale szybko zerwałem z nią wszystkie relacje.
Dołącz do dyskusji: "Spowiedź heretyka. Sacrum Profanum" - wywiad-rzeka Nergala