Teresa Bochwic, szefowa Obywatelskiej Komisji Etyki Mediów
Z Teresą Bochwic, przewodniczącą Obywatelskiej Komisji Etyki Mediów, rozmawiamy m.in. o funkcjonowaniu polskich mediów, a także kwestiach etyki i rzetelności w pracy dziennikarskiej.
Krzysztof Lisowski: W Polsce funkcjonuje już kilka gremiów, zajmujących się etyką w mediach. Co spowodowało, że wraz z innymi prawicowymi reprezentantami dziennikarstwa stworzyła Pani Obywatelską Komisję Etyki Mediów?
Teresa Bochwic, przewodnicząca Obywatelskiej Komisji Etyki Mediów: Impulsem były dwie sprawy. Pierwsza z nich - to nie sprawdzanie się Rady Etyki Mediów. Jest ona w głównej mierze umocowana przez najbardziej znaczące media i choć nie jest ciałem demokratycznie wybranym, to jest dobrym forum do tego, żeby wyrażać opinie na temat funkcjonowania mediów w Polsce. Byłam członkiem tej rady do 2010 roku, kiedy to z niej wystąpiłam, podobnie jak i kilka innych osób. Wystąpiliśmy w proteście przeciwko nadużywaniu naszych nazwisk. Praca tam była bardzo trudna, zarówno ze względów aksjologicznych, gdyż nie było tam poczucia wspólnoty wartości, jak i z przyczyn proceduralnych, gdyż odnosiliśmy wrażenie, że procedury są niejasne, płynne i jakoś nie daje się ich ustalić. Po wystąpieniu z REM zaczęliśmy z kolegami rozmyślać o powołaniu jakiegoś ciała społecznego, które funkcjonowałoby obok Rady Etyki Mediów.
Co Pani się szczególnie nie podobało?
Takim bezpośrednim impulsem były nieprecyzyjne relacje, zwłaszcza jeśli chodzi o media publiczne, z Marszu Niepodległości 11 listopada 2011 roku. Naszym zdaniem te relacje były zmanipulowane, niepełne, niektóre wydarzenia były przemilczane. Uznaliśmy, że jest to moment, w którym należałoby się poważnie zastanowić nad powołaniem obywatelskiej komisji etyki.
Stwierdzają Państwo, że jedną z przyczyn powołania Obywatelskiej Komisji Etyki Mediów było to, że główne media w większości stały się swoistym podwykonawcą zadań określanych „przez rozmaite grupy interesów”. Może Pani dokładniej powiedzieć, o jakie grupy chodzi?
Media prywatne z natury rzeczy są reprezentantami interesów swoich właścicieli. Dlatego moim zdaniem - i zdaniem bardzo wielu dziennikarzy, a także zwykłych obywateli – potrzebne są media publiczne, które mają trochę inną hierarchię wartości. Media publiczne mają nam zapewnić dostęp do prawdziwej, rzetelnej informacji, wspomagać, powiedzmy, „wychowanie obywatelskie”. Mają pomagać obywatelom wyrobić sobie poglądy na temat bieżących wydarzeń lub też szerszych zjawisk politycznych, społecznych i gospodarczych, jakie mają miejsce w Polsce i na świecie. Natomiast media prywatne mają, owszem, za zadanie informować rzetelnie i prawdziwie, ale oprócz tego ważne są dla nich interesy właścicieli, które są przede wszystkim interesami finansowymi, co znajduje odbicie w stylu informowania.
Jak Pani w tym momencie ocenia sytuację w mediach publicznych? Czy prezentują one taką hierarchię wartości, jakiej Pani by sobie życzyła?
Uważam, że media publiczne postępują bardzo kontrowersyjnie. Przede wszystkim po wyrzuceniu z pracy całej plejady dziennikarzy (co obraziło publiczność konserwatywną i katolicką), media te są przechylone na rzecz ludzi związanych z bardzo szeroko rozumianym laicyzmem, różnymi nowymi trendami, i nie są najwyraźniej zainteresowane szeroką informacją. Krótko mówiąc mam wrażenie, że media publiczne w tej chwili bardzo wyraźnie stoją po stronie władz rządzących i dbają o ich dobrą opinię wśród obywateli, natomiast nie zajmują się kontrolą władzy, co jest ich bardzo ważnym zadaniem.
W czasie, gdy u władzy był PiS, w mediach publicznych pojawiło się dużo osób wywodzących się z nurtu prawicowego. Wielokrotnie pisano wtedy o naciskach w „Wiadomościach” w TVP lub o sytuacji w radiowej Trójce.
Nie zgadzam się z tą tezą. W mediach publicznych było 7, 8 może nawet do 15 osób, które reprezentowały inne spojrzenie niż przez poprzednie 15 lat. Były to pojedyncze osoby, które zostały dopuszczone do głosu po to, żeby cała masa ludzi - co najmniej 35% elektoratu - również miało bliskie swej hierarchii wartości programy. Chodzi też o styl podejścia do spraw taki, którego zupełnie przedtem nie spotykało się w mediach publicznych. Gdyby posłużyć się nazwiskami, nie doliczy się Pan więcej niż 15 osób, włącznie z administracją - mam na myśli stanowiska wysokie; prezesów itp. Natomiast dziennikarzy było może kilkunastu, trudno więc mówić, że ma to w ogóle jakieś znaczenie przy czterotysięcznej obsadzie Telewizji Polskiej i 1700 osobach pracujących w Polskim Radiu. Było to minimalne przywrócenie równowagi w reprezentowaniu zainteresowań różnych odłamów opinii publicznej.
Jakie konkretnie działania zamierza podejmować Obywatelska Komisja Etyki Mediów?
Chcemy działać w taki sposób, jak to jest możliwe dla ciała złożonego z osób działających społecznie, które nie mają za wiele czasu, ale troszczą się o to, żebyśmy mieli do czynienia z rzetelnym przekazem dziennikarskim. Chcemy, by obywatele byli profesjonalnie poinformowani, żeby mogli zetknąć się z szeroką paletą poglądów, żeby prezentowany był normalny świat, taki jaki spotykamy wszędzie w Europie, gdzie tylko się wybierzemy. Funkcjonuje to i we Francji, i w Hiszpanii, i we Włoszech - jako oczywisty zwyczaj w mediach. Natomiast u nas tego po prostu nie ma, albo jest tego za mało, albo jest to skrzywione, zakłamane, zmanipulowane. Będziemy więc starali się po prostu zwracać uwagę na te rzeczy. Oczywiście nie oczekujemy cudów i od nas też nikt cudów nie oczekuje.
Czy ma Pani jako ekspert jakiś pomysł na uzdrowienie mediów publicznych?
Uważam, że przede wszystkim należy przywrócić do pracy wszystkich ludzi, którzy zostali wyrzuceni i w związku z tym - poprawić równowagę w mediach. Przez ostatnich parę lat, o których Pan mówił, za PiS-u, media nie dawały przewagi ani PiS-owi, ani prawicy, ani katolicyzmowi, tylko przywracały w niewielkim stopniu równowagę zaburzoną przez kilkanaście lat poprzednich. Równowaga nigdy zresztą po czasach PRL nie została osiągnięta, bo, mówiąc szczerze, nigdy nie było tak, jak powinno być. Poza tym dobrze byłoby zastanowić się nad polityką informacyjną i publicystyczną. A Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji życzyłabym stosowania się do ustawy i do rzetelnego jej realizowania w mediach.
Uważa Pani, że w tym momencie KRRiT nie wykonuje należycie swoich obowiązków?
W dużym stopniu podzielam pogląd, że KRRiT jest upolityczniona. Może nie jest to aż tak stuprocentowe, muszę jednak powiedzieć, że niektóre jej posunięcia mnie osobiście absolutnie zadziwiają. Nie chodzi tylko o nieudzielenie koncesji Telewizji Trwam, które samo w sobie jest skandalem, chodzi również o to, że Krajowa Rada w bardzo niewielkim stopniu dba o wykonywanie ustawy radiofonii i telewizji.
To znaczy?
Zauważam na przykład kompletny brak reakcji na publiczne skargi związane z przechyłem w mediach na lewo. KRRiT nie robi nic, aby sprawić, by media wywiązywały się z obowiązku kontroli władzy na każdym szczeblu, również samorządowej. Generalnie Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji uczestniczy w kształtowaniu opinii publicznej manewrując koncesjami, zamiast stwarzać warunki do realizacji obywatelskiego prawa do wolności słowa i do rzetelnej informacji.
O rozmówcy
Teresa Bochwic - ukończyła filozofię na Uniwersytecie Warszawskim, dr pedagogiki (2007), docent w Akademii Leona Koźmińskiego. Działaczka opozycji w PRL, publicystka Radia Wolna Europa i „Kultury” paryskiej. W wyborach 1989 dziennikarka Radia „Solidarni”, po 1989 m.in. w „Tygodniku Solidarność”, dzienniku „Nowy Świat”, w latach: 2006-2009 wicedyrektor programowy w Polskim Radiu. W latach 2008-2010 w Radzie Etyki Mediów, od 2011 roku w Zarządzie Głównym SDP.
Dołącz do dyskusji: Teresa Bochwic, szefowa Obywatelskiej Komisji Etyki Mediów
A gdzie Pani była, gdy Pani pisowscy koledzy - Wildstein, Czabański, Targalski, Lisicki - polowali na ludzi w mediach publicznych, "Rzeczpospolitej" i wszędzie gdzie tylko mogli ?