SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Awantura o tęczowe flagi i furgonetkę. "Za prowokacją w komunikacji powinna stać dyskusja"

Od kilku tygodni media żyją akcjami środowiska LGBT, które zawiesza tęczowe flagi na pomnikach. W piątek doszło do zamieszek między policją a obrońcami osoby, która decyzją sądu otrzymała areszt tymczasowy za zniszczenie furgonetki zniesławiającej swoimi hasłami gejów i lesbijki. - Tego typu działania szkodzą społeczności LGBT - mówi Wirtualnemedia.pl dr hab. Monika Kaczmarek-Śliwińska z Uniwersytetu Warszawskiego.

Kilka dni na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie doszło do zamieszek między policją a protestującymi w obronie Michała Sz., który uważa się za osobę niebinarną i używa imienia Margot oraz żeńskich końcówek. Osoby niebinarne, zgodnie z definicją środowiska LGBT, to określenie dla tożsamości płciowych, które nie są wyłącznie męskie lub kobiece oraz mogą identyfikować się jako osoby o dwóch lub więcej płciach, nie mających ich w ogóle lub jako trzecia płeć.

Do zamieszek doszło po tym, jak Sąd Okręgowy w Warszawie wydał decyzję o tymczasowym aresztowaniu na dwa miesiące Michała Sz. (Margot). Margot postawiono cztery zarzuty za uszkodzenie 27 czerwca br. na ulicy Wspólnej w Warszawie, razem z innymi osobami furgonetki renault master oklejonej homofobicznymi hasłami "poprzez przecięcie opon, pocięcie plandeki, urwanie lusterka, oderwanie tablicy rejestracyjnej, uszkodzenie kamery cofania oraz pobrudzenie pojazdu farbą". Jak poinformowała prokuratura, łączna wartość strat wyniosła ponad 6 tys. na szkodę Fundacji Pro - Prawo do Życia.

Margot zarzucono również pobicie kierowcy furgonetki, Łukasza K., przewrócenia go na chodnik i spowodowanie u niego obrażeń ciała w okolicy pleców i nadgarstka, a także szarpanie i popychanie mężczyzny, który nagrywał napaść. Według prokuratury, Margot podczas przesłuchania odmówiła odpowiedzi na pytanie, czy przyznaje się do popełnienia zarzucanego czynu, a także skorzystała z prawa do odmowy składania wyjaśnień.

Tęczowe flagi i kradzież znicza

W lipcu Margot (i dwie inne osoby) usłyszała kolejne zarzuty, tym razem za obrazę uczuć religijnych i znieważenie pomników. Chodziło o umieszczenie tęczowych flag i chustek z symbolem ruchu anarchistycznego na warszawskich pomnikach, m.in. figurze Chrystusa przy bazylice św. Krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Podobne flagi i chusty zostały też zawieszone na pomniku Mikołaja Kopernika, Jana Kilińskiego, Wincentego Witosa oraz Syrenki Warszawskiej. W niektórych miejscach aktywiści zostawili też kartki z napisem: "Jeb..e się ignoranci".

"To jest szturm. To tęcza. To atak! To miasto jest nas wszystkich. J...e się ignoranci" - napisały anarchistki w oświadczeniu opublikowanym w mediach społecznościowych.

W proteście przeciwko "zbezczeszczeniu figury Jezusa" premier Mateusz Morawiecki postawił znicz pod figurą Chrystusa z krzyżem. Grupa "Stop Bzdurom" zabrała ten znicz i postawiła go na Moście Łazienkowskim, gdzie w maju 2019 r. popełniła samobójstwo 24-letnia Milo Mazurkiewicz, która mówiła o sobie, że "nie jest chłopcem ani dziewczyną".

"Takie działania szkodzą LGBT"

Kiedy sąd zdecydował o tymczasowym aresztowaniu Margot, przed siedzibą Kampanii Przeciw Homofobii w Warszawie rozpoczęła się demonstracja poparcia dla niej. Protestujący przeszli na Krakowskie Przedmieście, gdzie aktywistkę zatrzymała policja i umieściła ją w radiowozie. Kilku działaczy LGBT wskoczyło na samochód, pozostali usiedli przed nim, blokując przejazd. Policja usunęła ich z drogi i zatrzymała 48 osób. Większość usłyszała zarzuty udziału w zbiegowisku, a część będzie odpowiadała za uszkodzenia radiowozu i znieważenie funkcjonariuszy.

- Z pewnością tego typu działania szkodzą społeczności LGBT. Pierwsza sprawa to poziom akceptacji, zrozumienia, poparcia - akcje typu flagi na pomnikach, niszczenie samochodu grupy prolife czy zabieranie znicza premiera RP mogą powodować wzmocnienie postaw radykalnych po stronie przeciwników LGT.  Mogą także - niestety z perspektywy osób LGBT - wpływać na obniżanie poziomu akceptacji lub mniejsze społeczne poparcie wśród osób spoza grona LGBT, ale dotąd w mniej lub bardziej wyraźny sposób wyrażających swoje poparcie dla społeczności - mówi Wirtualnemedia.pl dr hab. Monika Kaczmarek-Śliwińska z Wydziału Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii Uniwersytetu Warszawskiego, ekspert w dziedzinie budowy wizerunku, relacji z mediami, konstruowania strategii oraz zarządzania sytuacjami kryzysowymi.

Zdaniem specjalistki, takie działanie "daje paliwo" przeciwnikom społeczności LGBT. - Obecnie, zarówno jeśli myślimy o mediach instytucjonalnych, jak i społecznościowych, widać, że każda strona tego dyskursu (a może czasami walki) ma swoje media. Takie akcje będą więc przez przeciwników LGBT traktowane jako prowokacje, a reakcje podejmowane w ramach odwetu mają różny charakter – najrzadziej merytorycznej dyskusji, a najczęściej niestety przyjmowaniu języka mającego coś udowodnić. Co? Na przykład to, że społeczność LGBT to osoby zachowujące się w sposób nie szanujący innych religii, mające za nic patriotyzm, niszczące mienie itp. A przecież w wielu przypadkach tak nie jest. Społeczność LGBT to także osoby deklarujące określoną wiarę czy wartości patriotyczne - podkreśla  dr hab. Monika Kaczmarek-Śliwińska.

Dodaje, że "trudno wówczas o dyskusję mającą pokazać, że osoba LGBT ma cechy o pozytywnych konotacjach społecznych, mieszczące się w ogólnie przyjętych normach".

"Za prowokacją powinna iść dyskusja"

- Z takiej perspektywy jest więc to „robienie pod górkę” całej społeczności, a poza negatywnym rozgłosem nie przynosi żadnego sensownego oddźwięku. Jeśli stosuje się w komunikacji prowokację, aby wywołać dyskusję wokół problemu, to wówczas za tym powinna być widoczna ta dyskusja. Te trzy akcje natomiast kończą się konkluzjami o wybrykach lub zarzutach. Trzy omawiane akcje zawierają w sobie elementy naruszające normy społeczne lub prawo, mogą być odebrane jako prowokacyjne lub agresywne, a przez to trudno wyobrazić sobie, że stworzą klimat dla uzyskiwania poparcia społecznego.

Zdaniem specjalistki, społeczność LBGT powinna mieć strategię swoich działań. Znać grupy docelowe, ich przekonania i wątpliwości, a następnie dobrać środki i komunikację tak, aby wywoływać dyskusję, a nie kłótnię.

- Przekonywanie społeczne w temacie, który w Polsce zawsze był trudny, wymaga pokazywania, że osoby LGBT to nasi sąsiedzi, członkowie rodziny, znajomi czy koledzy z pracy.  Brak akceptacji  i zrozumienia, że osoba LGBT jest częścią społeczności Polaków i chce żyć podobnie jak ta społeczność – czyli pracować bez wytykania palcami, tworzyć związki, kochać, piastować stanowiska czy popełniać błędy – wymaga pokazania osób LGBT właśnie w optyce jej działań zawodowych, społecznych czy rodzinnych, a nie jako osób niszczących mienie - uważa Kaczmarek-Śliwińska.

"Niechęć do LGBT motywowała do głosowania"

Jej zdaniem akcją, która była ewidentnym wsparciem społeczności LGBT, a jednocześnie nie naruszała praw osób trzecich, nie była naznaczona agresją i nie obrażała, była manifestacja Lewicy poprzez ubiór i maseczki podczas zaprzysiężenia prezydenta Andrzeja Dudy na drugą kadencję.

- Nie wiem, czy będzie kontynuacja, czy za tym pójdą kolejne działania, ale takie akty wsparcia i identyfikowania się mogą być o wiele bardziej skuteczne niż uliczne prowokacje - mówi ekspertka.

Dr Krystian Dudek właściciel Instytutu Publico, ekspert ds. wizerunku, strategii i marketingu politycznego uważa, że w ostatniej kampanii wyborczej temat LGBT w dość zaskakujący sposób stał się wątkiem wiodącym i dzielącym Polaków.

- Niechęć wobec LGBT dla wielu osób stała się jednym z motywatorów do udziału w głosowaniu. Spora część polskiego społeczeństwa ma konserwatywne przekonania, które dodatkowo podgrzane były narracją rysującą obraz LGBT wywołujący sprzeciw - uważa specjalista.

"Ludzie zapamiętują nie fakty, lecz emocje"

Zdaniem dra Krystiana Dudka, jeśli środowisko LGBT chce zjednać sobie opinię publiczną, nie powinno decydować się na działania, które mogą wpisywać się w narrację z kampanii wyborczej.

- Radykalne zachowania mogą być definiowane jako agresywne, a taki typ emocji nie służy. Co więcej jest to podawanie na tacy argumentów swoim przeciwnikom. Należy mieć też na uwadze, że ludzie zapamiętują nie fakty, a emocje. A te, jeśli są kontrowersyjne - budzą opór i sprzeciw. A chyba nie taki jest cel działań przedstawicieli LGBT. Szczególnie, że nie brakuje osób, liderów opinii i mediów, które dość umiejętnie i konsekwentnie ten opór podsycają, także poprzez wykorzystywanie wspomnianych argumentów. W każdym działaniu komunikacyjnym musimy mieć określony cel, jeśli robimy coś i czujemy, że nie sprzyja to osiąganiu go - warto zastanowić się nad zasadnością, by niepotrzebnie nie ryzykować - podsumowuje specjalista.

Dołącz do dyskusji: Awantura o tęczowe flagi i furgonetkę. "Za prowokacją w komunikacji powinna stać dyskusja"

15 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
-=×=-
Czy naukowcy już ustalili czy to chłopiec czy dziewczynka?
odpowiedź
User
Karina O
Jak pięknie umiecie kłamać "za zniszczenie furgonetki z hasłami obrażającymi gejów" A gdzie główny powód czyli pobicie kierowcy. Czy naprawdę ten poetal aż tak się zniżył?
odpowiedź
User
Wm klamcy
Od leadu tekst napakowany propagandą elgiebów... Jesteście żałośni
odpowiedź